Motywacja jest OK
Siedzę sobie przy biurku przed kompem i zastanawiam się co
tu napisać oryginalnego o szkle firmy
Glassworks, gdyż powinienem coś napisać, muszę coś napisać.
Mój pracodawca jest okrutnie bezlitosny, interesują Go tylko
wyniki. Tak wiem, zdaję sobie sprawę
Że z punktu widzenia pracodawcy jest to całkowicie naturalne
zachowanie i nie mam pretensji.
Jednak czy kogoś to w ogóle obchodzi skąd ja mam brać
pomysły i inspirację do tworzenia,
natchnienie. Żeby tak chociaż raz na jakiś czas usłyszeć
dobre słowo, chociaż jeden uścisk dłoni z
wyrazem uznania, spotkać się choć raz z uśmiechem prezesa,
albo tak w nagrodę otrzymać
skierowanie na wymarzone wakacje, przykładowo tygodniowy
pobyt pod namiotem w tak
wyjątkowej miejscowości jak chociażby Wólka Podleśna.
chociaż nie, wakacji nie chcę.
Wolałbym w zamian trzy kilo sznycli. Tak, jak sobie pomyślę
o sznycelkach to od razu chce mi się
pisać. Nawet teraz pisząc to wynikające z mojego wnętrza
wyznanie, tak szczere przyspieszyłem dość
mocno. Na szkoleniach o motywowaniu pracowników powinno się
więcej czasu poświęcać
sznycelkom.
Rozpalony tą myślą, łykając ślinę, rozmarzony od razu
przypomniałem sobie jak pisać aby było
dobrze, aby cieszyć się z mojej wyjątkowej misji jaką
realizuję dla mojej ukochanej firmy.
Więc teraz gdyby ktoś był świadkiem mojej pracy zobaczyłby
dym lecący z klawiatury i z uszu.
Wyrazy same wylewają się ze mnie, całe zdania tworzą się
błyskawicznie. Muszę dokupić pamięci do
komputera i zainstalować porządne chłodzenie ciekłym azotem,
najlepiej całej okolicy.
System mi również już nie wyrabia, nie otwiera mi się strona
z pizzą a tak chciałem zrobić sobie
przerwę na wyżerkę. Nie tracę jednak tego olśnienia i piszę
jak w jakimś transie. Szkło stołowe, szkło
dekoracyjne, szklane wazony, szklane świeczniki, szkło
barowe, szklanki salaterki, kieliszki.
Nie mogę więcej motywować się sznycelkami, kotlecikami,
kiełbasą, boczkiem super uwędzonym.
Klawiatura mi się stopiła doszczętnie. Ocknąłem się podpięty
do kroplówki i tlenu, nadal mocno
rozdygotany. Ponieważ w pobliżu nie było normalnego lekarza
zajął się mną weterynarz, ale całkiem
kompetentny muszę przyznać. Kazał mi iść na urlop.
Koniecznie!!!
Komentarze
Prześlij komentarz